Jak najlepiej i najwygodniej podróżować z dzieckiem? – My na razie jechaliśmy autobusem, tramwajem, metrem, samochodem, no i wózkiem. W końcu przyszedł czas na pociąg. A PKP jak to PKP – zawsze mnie zaskakuje.Od czasu zajścia w ciążę pociągi budzą we mnie sporo emocji. Napisałam nawet coś na ten temat tutaj . Po tych doświadczeniach zaprzestałam nawet aktywności związanych z koleją i przesiadłam się na inne środki transportu. Teraz stwierdziłam jednak, że czas wrócić. Byłam bardzo ciekawa, co się stanie, gdy wybierzemy się w naszą pierwszą podróż z miesięcznym dzieckiem właśnie pociągiem, tym bardziej, że wszyscy ostrzegali nas, że dopiero, jak pojawi się dziecko to odkryjemy, że w pociągu może być jeszcze gorzej :)

Cóż, spodziewałam się więc najgorszego.

W metrze

Oczywiście początki, czyli dotarcie na dworzec – podobnie jak w przypadku kobiet w ciąży – nie było łatwe. Gdy wysiada się z autobusu czy tramwaju przy Dworcu Centralnym z żadnej strony nie ma windy. Cóż, budowniczy w tamtych czasach chyba mieli inne priorytety. Tym razem jednak był ze mną Kuba, więc zniesienie wózka nie stanowiło wielkiego problemu (mały jednak i owszem, bo oprócz wózka mieliśmy dwa plecaki). Oczywiście, gdybym była sama, musiałabym prosić kogoś o pomoc. Tym razem jednak poszło sprawnie. Po pokonaniu tych kilkunastu schodków było już nieźle, bo przy wjeździe na perony mieliśmy podjazdy. Żeby się dostać na sam peron, też nie było problemu, bo działała winda. Nawet pociąg nie miał opóźnienia. Wszystko układało się bosko.

Gdy podjechał nasz pociąg, od razu zapytaliśmy kierownika, gdzie jest przedział dla rodziców z dziećmi. Okazało się, że czekają już przy nim rodzice z ok. 3-4 letnim chłopcem. Zdążyli poprosić kierownika pociągu, żeby przedział otworzył. Okazało się jeszcze, że obok przedziału dla rodziców z dziećmi jest przedział dla osób niepełnosprawnych. Kierownik zaproponował takie rozwiązanie, żeby oni zajęli przedział dla rodziców z dzieckiem a my – dla osób niepełnosprawnych. Nie prosiliśmy o to, ale cieszyliśmy się bardzo, że mamy cały przedział dla nas i, że nie ważne co się stanie, mamy to (tę podróż) pod względną kontrolą. Postawiliśmy więc gondolę z Amelią na dwóch siedzeniach, dwa miejsca zajęliśmy my, na kolejnym zamontowaliśmy roboczy przewijak a na następnym – torbę ze wszystkimi bibelotami. Mała zasnęła po chwili, a przed nami były cztery godziny relaksu. Tak komfortowo mogłabym podróżować już zawsze – myślałam sobie :) Nawet pani z Warsa sama zaproponowała, że może podgrzać jedzenie, czy dać wrzątek dla Małej. Żyć nie umierać.

Pusty przedział

Z tego błogiego stanu na moment wyrwał nas konduktor, który sprawdzał bilety. Dowiedzieliśmy się od niego rzeczy niebywałych. Wcześniej nasze życie było proste – zawsze kupowaliśmy bilety przez internet. Teraz też tak zrobiliśmy. Wyczytaliśmy, że Mała nie płaci, więc kupiliśmy dwa bilety dla siebie. Proste. I co się okazało? – Po pierwsze – przysługuje nam bilet rodziny i 32 proc. zniżki. Po drugie – Mała faktycznie nie płaci, ale i tak powinna mieć bilet „zerowy”. Po trzecie – bilety do wagonu dla rodziców z dziećmi warto kupić wcześniej. Byliśmy w szoku, że tak to się odbywa, ponieważ wcześnie zawsze myśleliśmy, że w tym przedziale siadają osoby, które akurat zdążą zająć sobie te miejsca. Pan nas jednak oświecił. Nie mieliśmy o tym pojęcia, ponieważ kupujemy bilety przez internet, a te rodzinne można kupić tylko w okienku :) Tak czy siak warto, bo oprócz tego, że macie te 32 proc. taniej, to jeszcze wykupujecie konkretne miejsca w tym przedziale i nikt nie ma prawa was podsiąść. Po godzinie jazdy czuliśmy, że zdobyliśmy kawał wiedzy. Zastanawialiśmy się tylko, czy naszych miejsc nikt nie zajmie (podobne zasady obowiązują w wagonie dla osób niepełnosprawnych).

Mieliśmy jednak szczęście. Do tego Amelia przespała praktycznie całą drogę. Pół godziny przed dojazdem do Bielska-Białej trochę na siłę zmieniliśmy pieluszkę i podkarmiliśmy, żeby nie było afery w samochodzie. Dojechaliśmy na miejsce po 4 godzinach wygodnej jazdy.

Karmienie

A jak wyglądała droga powrotna? – Tym razem kupiliśmy bilety w kasie. Mieliśmy więc swoje numerowane miejsca, no i zaoszczędziliśmy 90 zł :) Oczywiście znów był problem z dotarciem na peron, bo niestety wind nie było, schodów ruchomych i podjazdów też nie, ale był Kuba :) Po raz kolejny muszę się tego czepnąć i zapytać, czy kiedykolwiek polskie dworce zostaną dostosowane do potrzeb osób poruszających się na wózkach, czy chociażby matek z dziećmi. Z pociągami jest podobnie. – Obecnie, żeby wnieść wózek do środka, trzeba go rozłożyć na czynniki pierwsze, a i tak nie ma szans, żeby z kimś się minąć w korytarzu. Czy to się kiedyś zmieni? – Trudno w to uwierzyć.

Nie jest to jednak największy problem podróży pociągiem. Czy są większe? – No właśnie, o dziwo tym razem nie ma…

Kiedyś myślałam sobie w prawdzie, że w takim przedziale dla rodziców z dzieckiem jest pewnie zamontowany przewijak i inne dziecięce bajery. Po sprawdzeniu, że jest to normalny przedział bez gadżetów, wiem, że jeszcze nie raz w nim pojedziemy. I jak nie znosiłam PKP, nienawidziłam jeździć pociągami w ciąży, tak teraz może się to stać nasz ulubiony środek transportu.

Z innych rzeczy. – Cyc naprawdę odstrasza ludzi. Gdy w drodze powrotnej wszedł konduktor i chciał nam sprawdzić bilety, wycofał się, gdy zobaczył, że karmię. Ciekawe to macierzyństwo…