Argentyna, Rosja, Dania a może jednak Polska? – W samolocie, w pociągu, na statku, czy może jednak w szpitalu? – Znaleźliśmy najlepsze miejsce na świecie na urodzenie naszego dziecka. A przynajmniej… tak nam się wydaje.

W życiu wiele rzeczy trudno jest zaplanować, ale na sporo z nich mamy jednak jakiś wpływ – większy lub mniejszy. Poród niestety do nich często nie należy, bo to dziecko decyduje, kiedy i gdzie ma ochotę przyjść na świat. My możemy mu w tym tylko świadomie lub nieświadomie pomóc lub przeszkodzić.

Czytając o krajach, w których najlepiej urodzić dziecko, we wszystkich rankingach, które wpadły mi w ręce, Polska zajmuje miejsce (mniej więcej) w czwartej dziesiątce. Czyli – przynajmniej teoretycznie – znajdziecie całą gamę państw, gdzie jest lepiej urodzić swojego bobasa. Warto jednak dodać, że wymaga to sporej gimnastyki, bo te kraje w większości są takie wspaniałe tylko dla swoich obywateli, wiec – jeżeli przypadkowo tam urodzicie, bo akurat będziecie przelotem – wcale nie oznacza, że dostajecie przywileje obywatela tamtego kraju. Może się tak oczywiście stać w krajach, w których o obywatelstwie decyduje miejsce urodzenia. Tak jest na przykład w większości krajów Ameryki Południowej. Dostaje się obywatelstwo z automatu, nawet jeśli rodzice są obywatelami innych krajów. Tam obowiązuje tzw. zasada ziemi. Nie ukrywam, że brzmiało to dla nas bardzo kusząco – urodzić dziecko, które od razu będzie miało obywatelstwo argentyńskie, podczas badania korzeni tanga i „Tango story”. – Brzmi nieźle, prawda? – Jednak szybko odpuściliśmy ten pomysł ;)

Kraje, gdzie obecnie stosuje się prawo ziemi, czyli Wasze dzieci staną się automatycznie nowymi obywatelami tych ziem i lądów, to: Barbados,  Kanada, USA, Argentyna, Brazylia, Chile, Jamajka, Kolumbia, Meksyk, Peru, Urugwaj i Wenezuela. Za terytorium tych krajów uznaje się także statek powietrzny lub morski, czy przedstawicielstwo dyplomatyczne, więc poród w samolocie nie musi być Wam straszny :)

Ale wracając do rankingów. W 2013 roku najlepiej na świecie jest urodzić w Szwajcarii, a najgorzej – w Nigerii. Tak przynajmniej wyszło w badaniach tygodnika „The Economist”. Polska uplasowała się na 33 miejscu na 80 państw. Co brano pod uwagę przy ocenie? – PKB na głowę mieszkańca, czynniki demograficzne, geograficzne, społeczne, kulturowe, inflację, koszty życia, przestrzeganie praw człowieka, średnią oczekiwaną długość życia, analfabetyzm, odsetek ludności w szkołach wyższych itd.

Nie będę Wam streszczać całego rankingu, ale w czołówce – oprócz Szwajcarii – są: Australia, Norwegia, Szwecja i Dania. Natomiast najgorzej urodzić jest w Nigerii, Kenii i na Ukrainie. Niewiele lepiej jest w Rosji (72 miejsce). Wielka Brytania zajmuje miejsce 27, USA – 16., a Włochy – 21.

Jednak nie samym PKB żyje człowiek i pieniądze podobno szczęścia nie dają, więc wiele mam docenia to, co się zmienia w naszym kraju i nie myśli o wyjeździe za granicę, aby tam rodzić dzieci. (Jeżeli postanowiliście inaczej i przenieśliście się do innego kraju właśnie w tym celu, to piszcie o tym śmiało w komentarzach).

Jeszcze inaczej wygląda sytuacja, gdy nie mamy czasu na analizę, gdzie chcemy rodzić, czy zmienić miejsce zamieszkania, bo dzieje się to zupełnie nieplanowo, na przykład, przebywając akurat na terytorium innego kraju. Samolot coraz częściej jest miejscem, gdzie rodzi się nowe życie. Pociąg także. No i co się wtedy dzieje? – Z tego tytułu mogą być zarówno stresy, jak i przywileje, a sprawdzonych przepisów wciąż niewiele.

Wielki stres musiała przeżyć mieszkanka Filipin, która urodziła na pokładzie samolotu i po wylądowaniu dowiedziała się, że jej syn prawdopodobnie nie dostanie żadnego obywatelstwa, ponieważ przyszedł na świat w chwili, kiedy samolot znajdował się nad wodami międzyterytorialnymi. Cóż za niefart! Jednak zdaniem ekspertów, dziecko, które urodziło się nad otwartym oceanem, powinno dostać obywatelstwo swojego rodzica. I taki pewnie był finał tej mrożącej krew w żyłach historii.

Ale są też miłe opowieści, gdy dziecko urodzone w samolocie, otrzymuje imię kojarzące się z tą niesłychaną sytuacją albo na przykład imię po stewardesie, która odbierała poród. Często dostaje też prezent od linii lotniczych w postaci darmowych biletów samolotowych (to warto wziąć pod uwagę ;) ) Niektórzy mają jeszcze więcej szczęścia, jak mały obywatel Egiptu, który urodził się nad terytorium Kanady, lecąc British Airways, i otrzymał przy okazji kanadyjskie obywatelstwo. W przypadku porodu w samolocie obywatelstwo dziecka nigdy nie jest kwestią pewną. Pojawiają się też dylematy, czy przyznać mu obywatelstwo państwa, w którego przestrzeni powietrznej się urodził, czy może państwa docelowego – gdzie wylądował samolot. Zgodności nie ma tu żadnej.

Gdy planujecie jakiś rejs promem w czasie ciąży, możecie być bardziej spokojni, bo na miejscu powinniście mieć lekarza pokładowego, czyli kogoś, kto zna się bardziej na rzeczy niż zwykły człowiek. Bilety na rejsy dla dziecka też są kuszące, choć już nie tak jak samolotowe. Jest też parę formalności do spełniania, w sumie w obu przypadkach. Gdy dziecko urodzi się na statku albo w samolocie, do rejestracji w urzędzie potrzebny jest protokół zdarzenia sporządzony przez kapitana i podpisany przez dwóch świadków tego zdarzenia. Protokół zostaje wysłany przez kapitana do USC pierwszego miasta, do którego statek zawinął lub w którym wylądował samolot, a jeżeli nie ma takiej możliwości, to do najbliższego konsula. USC lub konsul przesyłają dokumenty do USC m.st. Warszawy, gdzie zostanie sporządzony akt urodzenia dziecka. – Małe perturbacje, ale sytuacja raczej do opanowania, tragedii nie ma.

A co się dzieje w  Polsce, bo podróże po naszym pięknym kraju w ciąży też mają swoisty koloryt.  Myślę, że w PKP sytuacja może wyglądać interesująco, choć porodu tam nikomu nie życzę. Ostatnio, gdy przyszedł do nas pan na pomiary, powiedział, że nie ma nic gorszego niż poród w PKP. A koleś wie, co mówi, bo jest ojcem czworga dzieci, sam urodził się w helikopterze, a jego żona w kinie :) Jest oczywiście szansa, że dostaniecie darmowe bilety na TLK chociaż do 18 urodzin malucha, ale chyba bym na to nie liczyła. Już lepiej w busie, taksówce czy innym autobusie. Przynajmniej jest szansa, że zdążycie do szpitala. Podobnie z dworca. W metrze już może być trudniej, ale jeżeli nie jedzie się samotnie w wagonie, to jakaś reakcja ludzka powinna być.

Uffff. Po dogłębnej analizie, bilansie korzyści i strat stwierdzamy jednak, że urodzimy w szpitalu, i to w Warszawie. Przynajmniej tak zakładamy :) Z drugiej strony, jeżeli poród ma trwać kilka minut i odbyć się w samochodzie, tramwaju czy autobusie, to może warto wziąć to pod uwagę :)

Jeżeli sami przeżyliście poród niestandardowy, uczestniczyliście w nim jako obserwatorzy albo znacie jakieś międzynarodowe przykłady, to koniecznie nam o tym napiszcie.