Jedziemy pod górę, już dosyć długo. W ciasnym busie, który nie miał być typową marszrutką siedzimy już ponad godzinę. Od Erywania, stolicy Armenii, dzieli nas pewnie kilkadziesiąt kilometrów, ale ciężko to pojąć. W drodze patrzę długo na Ararat – dobrze go widać tego dnia. Słucham o tym, jak źle, że jest na terenie tureckim. Słucham też innej chrześcijańskiej historii.

Udajemy się do Garni – ostatniej pozostałości po helleńskiej kulturze na terenie Armenii. Z daleka, a potem i z bliska, ta świątynia przypomina mi takie z lekcji historii, na których uczyłem się rozróżniać kolumny – doryckie, jońskie i korynckie. Od najmniej do najbardziej skomplikowanej artystycznie. Chyba :)

Ormianie to naród, który wiele przeszedł i któremu wiele zabrano. To druga co do wielkości diaspora na świecie, niesłusznie kojarzona tylko z hollywoodzkimi mafiozami, tworzącymi gangi. To sprawa ludobójstwa w Armenii jest jedną z kości niezgody w aneksji Turcji do UE.

Jako Polak dużo wiem o chrześcijaństwie i katolicyzmie. Każdy z nas wie – czy tego chcemy, czy nie. Ale niech rękę podniesie ten, kto wiedział, że to Ormianie jako pierwsi przyjęli chrześcijaństwo (dziś to prawosławny niezależny kościół). W 301 roku naszej ery nikt jeszcze nie myślał o schizmie wschodniej ani późniejszej reformacji.

Słucham mojego rozmówcy z coraz większym zainteresowaniem, bo sama świątynia z wyglądu jest nużąca. Mam jednak zawsze dreszcze przy NAPRAWDĘ starych rzeczach. Albo nie z tego świata. Przy wielkim meteorycie stałem kiedyś pół godziny, dumając nad faktem, że dotykam rzeczy nie z tej planety.

Świątynia Garni

Teraz spojrzałem jeszcze raz na ten budynek i powoli docierały do mnie słowa, że budowę zlecono w pierwszym wieku na polecenie króla Tiridatesa Pierwszego, który najpewniej pieniądze na to „cudo” dostał od cesarza Nerona. Tak, tego Nerona.

Pierwszy wiek. To może wydać się komuś głupie, ale doceniam takie momenty, kiedy wyobrażam sobie całą historię jaka wydarzyła się wokół takiego miejsca. Wszystko się zmieniało, a to coś – nie. Pisałem, że Ormianom wiele odebrano – ale tej rzeczy nie. – dumnie się chwalą, że są pierwszymi chrześcijanami. Dzięki Tiridatesowi Trzeciemu, władcy Królewstwa Armenii, który musiał sporo przejść, by taką decyzję podjąć.

Otóż Grzegorz Oświeciciel –  zniewolony za grzechy swojego ojca, Anaka – był więźniem Tiridatesa przez trzynaście lat . W międzyczasie w Cesarstwie Rzymskim odbywały się pogromy chrześcijan, którzy musieli uciekać. Część z nich przybyła na tereny Armenii, a wśród nich były również siostry zakonne. Jedną z nich Tiridates chciał poślubić, ale spotkał się z odmową, przez co nakazał tortury i stracenie wszystkich.

Zaraz potem zapadł na długą i coraz poważniejszą chorobę. Jeden z jego opiekunów miał , w którym widział, że Grzegorz nie zginął jeszcze od tortur i tylko on go może uratować. Faktycznie, gdy króla zaprowadzono do Oświeciciela – ten pierwszy cudownie ozdrowiał.

Grzegorz stanął na czele kościoła w Królestwie Armenii i m.in. wokół Garni pobudowano inne kościoły, ale te się już rozpadły a ta świątynia stoi nadal.