Kiedy po raz pierwszy dotarłem na Plaza de Armas (wreszcie), czwartego czy piątego dnia pobytu w Santiago, zacząłem wreszcie odkrywać na ‚inaczej’ to miasto i nawet je lubić. Klimat tego miejsca jest bezapelacyjnie fajny, głośny i przyjacielski. Choć chwilę później aparat koleżanki został skradziony, to ogólnego, dobrego wrażenia, nie dało się zatrzeć.

Plaza de Armas, to serce Santiago – o arteriach i aortach jeszcze napiszę w osobnym wpisie. Teraz zajmijmy się tylko jedną komorą -szachową. Grupa kilkudziesięciu Panów, nienajgorzej ubranych, okupuje małą, zadaszoną scenę. I dzielnie matuje.

Nie wiem czy to turniej, czy popołudniowa rekreacja ale widok przedni. Zobaczcie sami: