Jak Ci się podoba taka wizja? Idziesz Marszałkowską – od Świętokrzyskiej w kierunku centrum – i w pewnym momencie skręcasz w prawo, w wąską uliczkę, a tam wyrasta przed Tobą wielka hala targowa, taka jak La Boqueria w Barcelonie. I co Ty na to?

Ciekawe, czy jadłeś lub jadłaś te soczyste owoce, piłeś lub piłaś pyszne soki i nektary, kupiłeś lub kupiłaś owoce morza, szynkę, mięso czy przyprawy. Jeżeli tak, chcesz pewnie po nie wracać, my przynajmniej raz w tygodniu o tym myślimy, dlatego chcielibyśmy mieć coś takiego w Warszawie.

W Polsce brakuje świeżego, smacznego jedzenia. Ok. Jestem trochę wybredna, ale obiektywnie – nie ma, no nie ma go za dużo. Ciągle te same smaki, a nawet jak próbuję czegoś nowego, to smak jakiś nijaki. W swoim życiu kilka razy szłam na łatwiznę. Gdy zmieniałam robotę, zawsze było w związku z tym dużo zachodu i nomen omen pracy, więc stwierdzałam, że będę jeść w pracowniczych stołówkach, jadalniach, kantynach, kupować jedzenia od Pana Kanapki lub Pani Kanapki, ot prosto z wózeczka. Taką akcję realizowałam maksymalnie przez miesiąc. Dni bólów żołądka, ale w końcu przecież ustępowały. Potem było już tylko gorzej – pojawiało się mega uczulenie. Myślałam, że może to proszek do prania, inne historie, ale niestety, znikało ono zawsze dopiero wtedy, gdy przestałam kupować gotowe jedzenie. W końcu okazało się, że jestem uczulona na chemię obecną w jedzeniu, kosmetykach i we wszystkim, czego używam. Generalnie katastrofa.

La Boqueria
La Boqueria

Nie było rady, trzeba było zacząć gotować. Uwielbiam to robić, ale wtedy, kiedy mam na to czas (patrz: praktycznie nigdy), a nie codziennie w tygodniu, na szybko, między kolejnym wpisem, a innymi zajęciami. Nie ma jednak rady. Czasami gotuje Kuba, ale prawie codziennie muszę ja. Pomysły i produkty są jednak ograniczone, a ich jakość pozostawia dużo do życzenia. Jeżeli jest inaczej – napisz mi o tym.

Dlaczego nie mamy w Warszawie rynku z prawdziwego zdarzenia? Dość już mam patrzenia na cebulę, pietruchę i jaja, niedobre pomidory, czy inne warzywa, często nieświeże. Jeszcze gorzej jest zimą, gdy są one często po prostu zmarznięte. Czy nie warto się nad tym zastanowić, że na straganach marzną, ale we takiej wspaniałej ogrzewanej hali, jak ta w Barcelonie, już nie.

La Boqueria
La Boqueria

Do dziś nie mogę zapomnieć zapachu tamtego hiszpańskiego targu. To pierwsze miejsce tego typu, w którym nie śmierdziało stęchlizną, rybami, kiełbasami. Tu wszystko pachniało: świeże ryby i owoce morza, które się jeszcze ruszały, szynki, kiełbasy. Bakalie, orzechy i suszone owoce cieszyły swoimi kolorami. Ale też warzywa, na przykład pomidory, które smakowały inaczej niż w Polsce. Wędliny, wiszące nóżki krówek, boczuś, jamony i chorizo to to, co Kuba lubi najbardziej, ale nawet ja nie potrafiłam sobie odmówić chorizo. Kupione w Polsce smakuje inaczej…

La Boqueria
La Boqueria

Słuchajcie!!! Otwórzmy własny targ, taki ze wszystkim, co w Polsce mamy najlepsze: mięska (własnej produkcji, bez sztucznych barwników), szynki wiejskie, kiełbasy i inne wędliny, warzywka, ale też, dziczyzna (mniam), smalec, jaja, mleko, miody, soki z owoców, syropy, wina i inne produkty własnej roboty. No i nasze bogactwo – ogórki. Przyrządzane na różne sposoby – konserwowe, kiszone, na słono, pikantne…

No to w którym miejscu chcemy go mieć?